Tragedia o bogaczu i Łazarzu

Generosis Prænobilibus Strenuis

Amplissimis, Clarissimis, Prudentissimis viris
Dominis, Dominis Proconsulibus, Consulibus, Questoribus,
Syndicis, Scabinis Inclitæ Regiæ Civitatis Gedanensis

Jllustres Proceres, quos publica cura fatigat,
Qui Solis Cælique vicem, qui summa Tonantis
Munia commissis in Civibus exercetis,
Vos Patriæ Patres, legum tutela, bonisque
Ancora et auxilium, quo non præsentius ullum.
Vos iusti rectique, decens veneratur amussis,
Justitiæ verum quoniam libramen habetis
Atque ita libellam fertis, ne claudicat hilum.
Lazarus hine ad vos recta decurrit et ultro
Sub patrocinii se claudit tegmine vestri.
Expicite, o Proceres, venientem in paupere Christum.
Ulceribus scatet ille quidem, pannosus et idem
Comparet: pietas vestra est audisse petentem,
Et vestra est bonitas non exclusisse petentem.
Huic homini tutore aliquo est opus atque chorago,
Nam cum sir momis et mimis abuius ipsis,
Vester honos fuerit sacro hunc umbone tueri.
Lazarus ad vestrum, Proceres, accurrit asylum.
Hoc modo si pateat: cætera tutus erit.

Najszlachetniejszym, Przesławnym, Gorliwym,

Jaśnie Oświeconym, Najsłynniejszym,
Najroztropniejszym Panom,
Panom Radnym, Burmistrzom, Skarbnikom,
Obrońcom Sądowym, Ławnikom
Przesławnego Królewskiego miasta Gdańska.

O, Wy Dostojni Znakomici,
których zajmuje troska o sprawy publiczne,
Którzy pełnicie rolę słońca i nieba i wykonujecie najwyższe zadania Jowisza
wśród powierzonych sobie obywateli.
Wy, Ojcowie Ojczyzny, strażnicy prawa,
kotwico dla dobrych i pomocy,
od której żadna inna nie jest bardziej skuteczna.
Wy, uczciwi i prawi, odpowiednia
miara cieszy się szacunkiem,
poniważ prawdziwie odważacie sprawiedliwość
i tak wagę jej niesiecie, by się nie chwiała.
Dlatego słusznie do Was przychodzi
Łazarz i z własnej woli kryje się
pod osłonę Waszej opieki.
Przyjmijcie, o Wielcy, przychodzącego do Was w żebraku Chrystusa.
do Waszej pobożności należy wysłuchać proszącego,
a do Waszej dobroci nie oddalać żebrzącego.
Temu człowiekowi potrzeba jakiegoś opiekuna i przewodnika,
albowiem gdy stoi naprzeciw szyderców i błaznów,
Waszym zaszczytem będzie bronić do świętą tarczą.
O Dostojni, Łazarz przybywa pod Wasz schron.
Jeśli tylko jest otwarty pod każdym innym względem, będzie bezpieczny!

Persony

Historia
Candidus (Candyd, Kandyd, Bogacz, Epulo)
Lazarus (Łazarz)
Abraham
Angelus
Liberius (Liberyjusz)
Mundanus (Mundąn, Świat)
Czart
Ciało
Mors (Śmierć)
Cnoty (3 Panny): Czystość, Miłosierdzie, Sprawiedliwość
Kupido
Neptunus
Doctor
Poseł
Ociec
Syn
Jandras
Kaszuba (Sobieraj)
Chłopiec
Kuchmistrz
Myśliwiec
Nierządnica
Chorus
Narrator (Epilogus)

Historia

albo prolog cały Tragedii

Od początku stworzenia nieba wysokiego

I niezmierzonych granic okrągu zięmskiego
Jak morze niezbrodzone stanęło w swym brzegu,
Ja piszę historyę świata tego biegu.

Byłam przy tym, gdy Słońce Bog postawieł wdzięczne,
Niebo gwiazdmi hawtował i koło miesięcznie

Stanęło, gdy rozkazał. I duchy niebieskie,
Słowem jego stworzone wszelkie rzeczy ziemskie.

I natęczasem była, gdy pierwszego człeka
W raju Bóg z gliny lepieł na początku wieka.

I wyjął z boku, gdy spał, towarzysza jemu,
Ktora matką została plęmięniu wszystkięmu.

Pozwoleł im rozkoszy wszystkich, ktore w raju,
Z drzew owocow pożywać wszelkiego rodzaju,

Byle tilko w pojśrodku zachowane było,
Ktore żywot i z siercia pospołu nosiło.

Lecza Ewa, wziąwszy radę od węża chytrego,
Urwała jabłko z drzewa jej zakazanego.

W tym z wyroku Boskiego z raju są wygnani
I na te nędze ziemskie płaczliwe skazani.

Mam w swoi historii Kaina złośnego,
Który niewinnie zabieł Abla, brata swego.

Mam i onych bezecznych brzydkich swowolnikow,
Obrzymow oboi płci, srogich wszetecznikow?

Którzy swoją brzydkością tęn świat zarażali,
Aże już na ostatek i Boga ruszali.

Jako beł zatęm żalęm zjęty, powiadał Noemu,
Iże człowieka stworzeł, lecz słudze swojęmu

Korab budować kazał, by powierzchu wody
Uchronił się i z dziećmi czasu zły pogody.

A swowolniki karał potopęm straszliwym,
Którzy go obrażali grzechęm niewstydliwym.

A Noe z łaski Pański, co beł pozostały,
Zdrowo z korabiu wysiadł, by świat spustoszały.

Znowu, jak przedtym było, zaś ludźmi napełnieł,
Boć mu to Bog obiecał, co też wrychle spełnieł.

Pamiętam Abrahama, narodu ludzkiego
Ojca, i Izaaka, także syna jego,

Nie zapomnię Jakoba, którym Bog obiecał,
Iże z ich pokolęnia Izrael wyniść miał.

A gdy się już narody rozmnażać poczęły,
Rozdzielone na części krole sobie wzięły.

Egyptowi panował, pharao nazwany,
Krol, ktoręmu od braci Jozew zaprzedany.

Tęn beł w więzięnie wtrącon dla paniej wszeteczny,
Lecz go znowu wybawieł tęn, który jest wieczny,

I panęm go uczynił Agyptu wszystkiego.
Tak ci mu Bog nagradzał znacznie cnotę jego.

W my spisani krolowie wszyscy historyi,
Ktorzykolwiek z Abrama idą familii.

Byli dobrzy niektorzy cnotliwi krolowie,
Między ktoręmi także byli niecnotowie,

Których imion nie wspomnię, lecz sługę pańskiego
Nie zapomnię wyrazić, krola cnotliwego

Dawida, z którego też Jezus nasz zbawiciel
Narodzieł się, potomkow świata odkupiciel.

Natenczas był on bogacz, który w drogie szaty
Przybierał się, w bisiory, w koszstowne szarłaty.

Na każdy dzięń w dostatku wszelakim opływał,
Zanurzony w rozkoszach o Boga nic nie dbał.

Lecz i Łazarz ubogi w gnoju położony
Pragnął tego, aby beł z stołu nasycony

Bogacza, odrobinek na każdy dzień żądał,
Lecz nieszczęsny i głupi nigdy mu nie podał.

Miłosierniejsi wtęnczas niż bogacz psi byli,
Ktorzy w paszczękach swoich kości mu nosili

I wrzody z ciała jego leczeli łaskawie,
Czego mu nie uczynieł żadęn z ludzi prawie.

Ale Bog miłosierny wieczne Łazarzowi
Wkrotce niebo darował, azaż bogaczowi

Wszelkie rozkoszy odjął i do piekła posłał,
Gdzie się w nieszczęściu bacząc, na Łazarza wołał,

Ktory na Abramowym odpoczywał łonie:
Łazarzu, spuść kropelkę, gdyż ogniste tonie,

Zimny wody na język, a boć mie te poty
Na minutę ominąm, piekielne kłopoty.

Nie tak, synu, Abraham odpowie nędznemu,
Pomnisz, iżeś nie podał skrawkow bratu twęmu?

Już między nim i tobą daleka różnica,
Jęmu niebo, tobie zaś otchłań jest łożnica.

Pamiętasz, żeś na świecie w dostatkach opływał,
A Łazarz zaś ubogi w gnoju odpoczywał,

Skarbić sobie, nieboże, jak i Łazarz było,
Te by cię wieczne piekło pewnie ominęło.

Którego tu bogacza teraz wystawięmy.
I o nim Tragedyją krotko wyprawiemy.

Ciebie tylko, przezacny słuchaczu, prisiemy
Chcej łaskawe ucho dać, coć tu przełożęmy.

Intermedium

O ojcu i synie [!] szewcu

Hej, miałżęm dziś dobry targ w mieście na me boty!
Jednęm po kopie sprzedał, a drugie za złoty.
Zarwałęm przecię grosza w kaletę świeżego
I jeszczęm ząń nakupieł w dom wiele dobrego.
Jeszcze mi sam została pareczka albo dwie,
Aboć się tu ktory z was po nię z kopą porwie.
Mam jeszcze piękną parkę prawie na pąnięcia
I ta parka nieżadna, choć dla pacholęcia.
Przypatrzcie się jeno im! Albo to złe boty?
Toby jeszcze ta parka niewarta swej kopy?
Na moc ci to robione, podeszwa funtowa,
Cholewa dosyć długa, podcz[!] juchtowa,
K tęmu jeszcze almodskie, stroju francuskiego.
Nie masz ci to przy Gdąńsku almody lepszego,
Tilkoć to mój synaczek wymyśla almody.
Jaki mądrości nabeł, chociaż człowiek młody!?
Coż, rozmicie, gdy stary jaki i ja będzie,
Jakiej to on za czasem godności nabędzie!

Potoczy się.

Jak si mi się mazija we łbie zaroiła,
Ale mi też z kalety grosze wywabiła.
Ba, nu, jęno zrachuje, com dziś utargował.
U diachłać, moje grosze! Tom je przemarnował!
Miąłęm ci targ na boty, alec lepszy miała
Kaczmarka, co maziji mnie dobry dawała.
Toć mi już syn zaśpiewa wesołe leluja,
Otóż tobie, faderku, twoja małmazyja.
Poradźcie mi, jakobym mogł syna oszukać,
Gdy mię będzie za boty o pieniądze pytać.
Zajdę ja nań wnet sztuką: wprzod kijęm uderzę,
Potym się sąm jak zdechły na zięmi położę.
To on będzie rozumiał, że to zbojcy byli,
Ktorzy mię dla pieniędzy i botow rozbili.
A jeżeli obaczę, że się zafrasuje,
Tedy zaś z martwych wstanę i znowu ożyję.
I tak kłopotu ujdę, od syna swojego,
Com się napieł, to w zysku, za pinią jego.

Będzie wołał „rata”, kijem uderzywszy:
Rata, synu, rata!

SYN

O jużci, u diachła, mój najmilszy tata!
I daj ci go wżdy frani, tego tatkę mego!
Kedyż się on nauczeł figlarstwa takiego?
To mi pewnie za boty już piniądze przepieł.
Ale co, a za coż by tak sobie podchmieleł?!
Jąm rozumiał, że z niego kto duszę wystraszeł,
Dlategom na ratunek prędko się pośpieszeł.
Aże i to z nim mazija za pasy chodzieła,
Którego, jak baczycie, ziemię rzucieła.
Już mi nieraz tęn psikus, choć ociec, wyrządzieł
Piniądze mi ukradszy, to je w karczmie przepieł.
A to i teraz leży by miłe prosiątko
I co dzięń się upije jakoby bydlątko.
Ale nic to, faderku, oddąmy to sobie
Abolić to pijaństwo, snać obrzydzę tobie.
Uczynię go umarłym, a ręce mu zwiąże
Nogi mu także mocno do deszczki przywiążę
Przykryję go całunem i świece postawię,
Wnetże was tu z mym fadręm uciechy nabawię.
Jandrasa też zawołam, żeby psałterz śpiewał,
A sąm będę nad ciałem z płaczęm lamęntował.

Wynidzie po klechę.

Mój drogi panie Jandras, uczyńcież tak dobrze,
Zaśpiewajcież mu psałterz, zapłace wąm szczpodrze.

JANDRAS

O toć mniejsza, byleście dobrze zapłacieli,
A piwa do śpiewania dobrego kupieli.
Od czegoż umarł (Ociec)? Zbojci go zabieli.
Jeszcze miłośniczkowi piniądze odjęli.

JANDRAS

Jużże się nie frasujcie, azać to nowina,
Że człek umrze, wszak mori stara to łacina.
Requiescat in pace, już się nie frasujcie,
Ani sobie daręmnie płaczęm głowy psujcie.

SYN

Oto już jest i piwo, tylko wy śpiewajcie,
A za jego duszycę niebiosa błagajcie.

JANDRAS
Psałterz

Titire tu patulae recubans sub tegmine fag
Silistręm tenuis musam meditaris avęna.

SYN
Lamęnt synowski

Częmu żeś mię, mój drogi tatusiu, opuścieł
I takiegoż lamęntu serce me nabawieł.

JANDRAS

O mein liber, komuż relinquisti szwarc bier, o her!

SYN

Bodajżęm się beł przedzy obaczeł w swym grobie,
Aniżeli żęm śmierci doczekał po tobie.

JANDRAS

Już teraz in targum z boty nie pujdziesz,
Nec mazijam więcej pić będziesz.

SYN

Ktoż na targ z boty pujdzie, kiedyś ty już umarł?
Bodajżem ja beł pierwy niż ty oczy zawarł!

JANDRAS

Taedet giełdam przez ciebie,
I dubelt bier desiderat sobie.

SYN

Gdzież się teraz obracasz, moj tatusiu drogi,
Ktoreli twa duszyca nawiedzieła progi?

JANDRAS

Non pudebas największego dzbanka,
Nec te zawstydzieła wągrowia śkląnka.

SYN

Co wiedzieć, czy do nieba drogi nie chybieła,
Boć sobie miłośniczka rzesko podchmieleła.

JANDRAS

Jam, kaczmarki zynt traurychien,
Iże pozbyły zein libchęn.

SYN

Jeżliby się, nieboga, jako pośliznęła,
Pewnie na wieki wiekow w kuflu utonęła.

JANDRAS

Propterea za twoję duszycę
Klingili fatunt w śklęnicę.

SYN

I muszę u kaczmarek w beczkach jej poszukać,
Abo bym ci niebogę jeszcze mogł ratować.

JANDRAS

Jam i kuflos habent fervoręn,
Gdyż ein gut męns ist ferloręn.

SYN

Będąć same kaczmarki za cię kuflow prosić,
Nie trzeba mnie jałmużny ubogim roznosić.

JANDRAS

Ego quoque za twoję duszycę,
Ebibam gut szwarc bier śklęnicę.

OCIEC
Syn mnięmając, że to mara, wybije go kijęm.

Synu, synu mój najmilszy,
Przebog, synu, nie zabijaj, jąm ociec prawdziwy!
Odwiąż mię rychło, proszę, powiem wielkie dziwy.

SYN

A wszak was, panie ojcze, było zatrącono?

OCIEC

(Prawda,) lecz mi się znowu wrocić do ciała kaząno.
Twoje święte modlitwy mnie pomocne były
I z więzięnia ciężkiego duszę wyzwoleły.

SYN

Aboś już, mój tatusiu, cierpiał jakie męki?

OCIEC

Cierpiałęm i cierpiałbym, byś nie podał ręki.
Już mię byli źli czarci w betce utopili
I już mię niecnotowie źle nie zamorzyli,
W ktory siarka i z smołą pospołu gorzała,
A moje stare gnaty ciężko przypalała.
A zaś z osobna w kuflach smołę przynoszono,
I za swe zdrowie duszkięm spełniać mi kaząno.
A jeżelim nie chciał pić, to mi w gębę leli,
Prawie mię niecnotowie na poły zamorzeli.
Wymawiali mi wszystko niezbedne pijaństwo,
Srodze wę mnie karali wszelkie wszeteczęństwo.
Aleć twoja modlitwa wysłuchana beła.
Nieprzyjacioł zgromiwszy, mnie z rąk ich odjęła,
Przeto odwiąż mię rychło, niechaj ślub uczynię,
Że pijaństwem, pokim żyw, więtszy nie przewinię.

SYN

Wszakiem ja zgadł, żeś ty miał w beczkę być włożony
I wedle zasług twoich słusznie osądzony.
Jużęm ci chciał z niewodęm do kaczmarek chodzić,
Abo bym ci twą duszę mogł w betce ułowić,
Bo wiem, że za żywota w nich się zakochała,
Przetom mniemał, że teraz przy kuflu została.
Ale poć teraz, czyń ślub Jowiszowi wiernie:

Odwiąże go.

Piwa nie pić, lecz wodę, i to jeszcze miernie.
Uklękni, a złoż ręce: modlcie się ząń dzieci,
Aboć nąń łaska pańska jako gołąb wleci.

OCIEC
Ślub czyni.

Mości Panie Jowiszu! Do śmiercić ślubuję.
Iże się już, pokim żyw, wiecej nie upiję.
Przez twoje śliczne włosy złotęm przeplatane,
Przez słodkie usta twoje miodęm namazane,
Przez trzewiczki Węnery, łuczek Kupidyna
Przysięgam więcej nie pić piwa ani wina.
Tylko wodką w pragnięniu mąm się contentować,
A za me ciążkie grzechy przy tym pokutować.
Proszę cię przez boginie wszystkie, które w niebie
Brodkę twą rozczesują, siedząc podle ciebie,
Moj mościwy Jowiszu w papuciach złocistych,
Jużże więcej nie przychoć w piorunach ognistych,
Ale mi bądź na potym miłościwym panęm,
A ja też sługą twoim na wiem wiekow, amęn.

SYN

Widzieć, żem go ja to a prędko nawrocieł
I pijaństwo swą sztuką na wieki ukrocieł.

Prologus primi actus

Pierwszy act o bogaczu teraz zaczynamy,
Na ktory, cny słuchaczu, ciebie zapraszamy.
Wystawięmyć w kwitnący bogacza młodości,
Ktory niżli zakusieł świata tego złości.
Nie dba nic o bogactwa, nie myśli o świecie,
Lecz jakby przystojnie żeł w swej młodości kwiecie.
Żałosny po rodzicach, na śmierć utyskuje,
Że go prędko rozwiodła, rzewno lamęntuje.
Ale złe towarzystwo pragnie go zepsować,
Lecz się on na pierwoci jak może opiera,
Tym barzi[!] Liberyusz nąń słowy naciera.
A tak go namawiając łagodnie powoli,
Że też nędznik na głupią radę ich zezwoli.
A w tym Czart, Świat i Ciało nąń się sprzysięgają,
Żeby go dostać mogli, pilnie się starają.
Ciebie tylko, przezacny, o to uprasząmy,
Słuchaczu, byś nie tesknieł, nic nie zabawięmy.

Овај унос је објављен под Уметност / Sztuka / Kùńszt / Kunst / Art. Забележите сталну везу.